„I ludzie zostali w domu.
Czytali książki, słuchali, odpoczywali, ćwiczyli, tworzyli sztukę, grali w gry,
uczyli się nowych sposobów bycia i byli w ciszy.
I słuchali głębiej.
Niektórzy medytowali, inni modlili się, inni tańczyli.
Niektórzy spotkali się z cieniem.
I ludzie zaczęli myśleć inaczej.
I zaczęli się uzdrawiać.
A pod nieobecność ludzi żyjących w nieświadomy, bezmyślny i bezduszny sposób ziemia zaczęła się leczyć.
A kiedy niebezpieczeństwo minęło i ludzie spotkali się znowu, dokonali nowych wyborów, wymarzyli sobie nowe obrazy i stworzyli nowe sposoby życia i uleczyli w pełni ziemię tak, jak uleczyli siebie” .
I słuchali głębiej.
Niektórzy medytowali, inni modlili się, inni tańczyli.
Niektórzy spotkali się z cieniem.
I ludzie zaczęli myśleć inaczej.
I zaczęli się uzdrawiać.
A pod nieobecność ludzi żyjących w nieświadomy, bezmyślny i bezduszny sposób ziemia zaczęła się leczyć.
A kiedy niebezpieczeństwo minęło i ludzie spotkali się znowu, dokonali nowych wyborów, wymarzyli sobie nowe obrazy i stworzyli nowe sposoby życia i uleczyli w pełni ziemię tak, jak uleczyli siebie” .
Kitty O’Meara
To już drugi tydzień,
który spędzam w domu. Jak wielu z nas. Z wyjątkiem spotkania się z cieniem,
wszystkie zdania z tego dzieła dotyczą tez mnie. Z cieniem spotkałam się już
wcześniej. I to mnie uzdrowiło. Chociaż nie od razu…
Ten tydzień chcę
zacząć optymistycznie. Bo wirus jeszcze nie sforsował mojego miasteczka. I
nadal mogę oddychać bez respiratora. Ja i wszyscy mieszkańcy.
Nie znaczy to, że nie powinniśmy troszczyć się o to,
co dzieje się u mieszkańców innych miast. Wręcz przeciwnie. Najpierw jednak
musimy pomóc sobie, aby być wzmocnieniem dla innych.
Pewne miasteczko we włoskiej Lombardii
wygrało walkę z zarazą. Kiedy koronowirus zaatakował tam pierwszych
mieszkańców, burmistrz nakazał zrobienie wszystkim testów. Okazało się, że
zarażonych jest kilkanaście procent mieszkańców. Burmistrz odizolował zdrowe
osoby od chorych. Nikt nie mógł też wjeżdżać i wyjeżdżać z miasteczka bez
koniecznej potrzeby.
Po dwóch tygodniach zaraza ustąpiła. Póki co, w tym
miasteczku nie ma kolejnych zakażeń.
Może warto wytrzymać
jeszcze kilka tygodni? Nawet, jeśli kończą się już pomysły na obiad, twoje
włosy od kilku tygodni proszą o fryzjera, a dzieci znowu domagają się uwagi. Może
warto ten czas potraktować jako łaskę, a nie karę.
Ten czas izolacji
nie musi być czasem straconym. Historia pokazuje, że człowiek w zetknięciu z trudnościami
staje się tym, kim naprawdę jest. Kim być powinien. Wychodzą na jaw pokłady
dobra, szlachetności i hartu ducha.
To co obserwuję
wokół napawa nadzieją. Epidemia koronowirusa wyzwoliła epidemię dobra i
miłości. Przejawy tego widać w pomocy i ludzkiej solidarności. Żywność
dostarczana dla lekarzy i pielęgniarek, pomoc w zakupach ludziom starszym czy
maseczki ochronne, które potrafi stworzyć więzień. Jak bardzo szlachetnieją
serca, skoro jesteśmy zdolni do takich poświęceń. Ilu z nas spotka się ze swoim
cieniem, aby wyjść z tego zwycięsko.
Zacytuję słowa papieża Franciszka:
„ Na pandemię koronowirusa, odpowiedzmy pandemią modlitwy”. I nawet,
jeśli uznasz mnie za nadgorliwą, to dołączę do tej pandemii,
którą wywołał Franciszek. Bo dziś w południe głośno zabiją dzwony.
Kiedy to usłyszysz, pomyśl o tym, czego pragniesz. Pragnienie milionów serc stanie się jednym wielkim wołaniem dusz.
I pójdzie fala.
Fala miłości.
I zniszczy epidemię strachu.
Epidemia MIŁOŚCI.